Był 15 listopada 1978 roku. Wczesny poranek – ciemny, zimny i mroźny.
W stronę mostu w Wilczym Jarze podążały, jak każdego dnia, autobusy wypełnione górnikami z Żywiecczyzny, jadącymi do pracy w śląskich kopalniach .Dwoma z nich – autosanami H9-03 o numerach rejestracyjnych BBA 020E oraz KX 5579 – podróżowali pracownicy KWK Brzeszcze, KWK Mysłowice oraz lędzińskiej KWK Ziemowit. Tuż po godz. 04:50 autobusy wpadły w poślizg, przerwały metalowe barierki, po czym spadły z wysokości 18 metrów z mostu do Jeziora Żywieckiego. Chwilę potem przejmującą ciszę przerwały odgłosy wody wlewającej się do zniszczonych autobusów i przerażone głosy tych, którzy widzieli wypadek i zaczęli wzywać pomocy. Zginęło 30 osób, a dziewięć zostało rannych.
Oficjalne stanowisko ówczesnej prokuratury wojewódzkiej w Bielsku-Białej mówi o tym, że „[…] Przyczyną katastrof drogowych było niezachowanie przez kierowców prędkości bezpiecznej (poniżej 30 km/godz.) w chwili wjazdu na most i właściwej techniki jazdy, […] co miało miejsce w szczególnie niekorzystnych warunkach atmosferycznych. W nocy temperatura spadła do minus 6 st. Celsjusza. Świadkowie mówili, że na drogach w pobliżu zbiorników wodnych tworzyły się białe osady zamarzniętych kropel rosy”
Tragedię w Wilczym Jarze upamiętnia tablica, postawiona tuż przy moście. Alfabetyczną listę zabitych otwierają i zamykają kierowcy: prowadzący pierwszy autobus Józef Adamek – ojciec znanego boksera Tomasza Adamka i drugi pojazd – Bolesław Zoń. Trzy najmłodsze ofiary miały po 18 lat, najstarsza 48.
Pomoc merytoryczna: zywiec.naszemiasto.pl